Dramatyczna relacja kurdyjskiej rodziny z granicy polsko-białoruskiej. „Syn marzył, żeby zjeść ziarenko ryżu”
Sytuacja przy polsko-białoruskiej granicy wciąż jest napięta, jednak największa grupa migrantów nie koczuje już w lesie, ale w położonym niedaleko Grodna centrum logistycznym. Wiadomo też, że wielu migrantów to iraccy Kurdowie, a część z nich została już ewakuowana z Białorusi. Portal fakt.pl opisuje historię jednej z kurdyjskich rodzin. 28-letnia Kani Saman tłumaczyła dziennikarce, że obywatelom Iraku niełatwo dostać wizę do większości krajów, dlatego zdecydowali się na wyjazd na Białoruś. W podróż z mężem i 8-letnim synem wyruszyła na początku listopada.
Jak czytamy dalej, z Iraku rodzina poleciała do Diyarbakir w Turcji, a stamtąd do Mińska. W białoruskiej stolicy spędzili trzy dni w hotelu. Kupili tam zimowe ubrania za około 300 dolarów. Za samą podróż z Iraku do Turcji zapłacili 5 tysięcy dolarów, później za przelot z Turcji do Mińska kolejne 7,5 tys. Łącznie podróż kosztowała ich 12,5 tysiąca dolarów, czyli około 50 tysięcy złotych.
„Początkowo zamierzali wyjechać do Niemiec, ale gehenna, która spotkała ich w lesie sprawiła, że podjęli decyzję o ubieganiu się o azyl w Polsce” – opisuje fakt.pl. Na granicę mieli dowieźć ich przedstawiciele białoruskich służb. Rodzina zabrała ze sobą zapasy jedzenia, które miały im wystarczyć na tydzień. Nie spodziewali się, że ich koszmar w lesie będzie trwał ponad trzy tygodnie.
Straż Granicza wypchnęła ich z Polski. „Powiedzieli, że nie mogą udzielić azylu”
– Strażnicy nie tłumaczyli nam, co się wydarzy na przejściu granicznym. Po prostu popychali nas w kierunku Polski. W końcu całkowicie zabrakło nam jedzenia. Miałam ze sobą ostatnią gorzką czekoladę. Każdy z nas jadł kostkę dziennie. Wszystko popijaliśmy wodą, którą dawali nam białoruscy strażnicy – opowiadała Kani Saman. – Kiedy skończyły nam się zapasy, mogliśmy kupić żywność od białoruskich strażników. Ceny były gigantyczne. W Mińsku puszka tuńczyka kosztowała 4 ruble. W lesie strażnicy żądali za taką samą puszkę 20 euro – dodała.
Kobieta opisywała, jak pewnego ranka jej syn obudził się z płaczem. – Mówił do mnie: mamo, marzę o tym, żeby zjeść chociaż ziarenko ryżu, tak bardzo jestem głodny – wspominała. Relacjonowała też, że raz zostali wypchnięci z Polski z powrotem na Białoruś. Najpierw strażnicy zobaczyli jednego z mężczyzn i zaczęli go bić. Kiedy zorientowali się, że obok stoję ja z dzieckiem, całkowicie zmienili swoje zachowanie. Byli uprzejmi i pomocni, ale powiedzieli, że ponieważ przekroczyłam granicę nielegalnie, nie mogą udzielić nam azylu – opisała.
Kobieta nie potrafiła powiedzieć, ile dokładnie czasu spędzili po tym incydencie w lesie. Dopiero 18 listopada 28-latka trafiła do szpitala w Hajnówce z kaszlem, bólami w klatce piersiowej, obrzękiem stóp i bólem uszu. „Wierzy, że wkrótce spotka się z mężem, który przebywa w ośrodku straży granicznej w Narewce i wspólnie będą mogli czekać na rozpatrzenie ich wniosku o azyl w Polsce” – podsumował fakt.pl.
Granica polsko-białoruska. Najnowszy raport Straży Granicznej
Straż Graniczna przedstawiła nad ranem najnowszy raport z granicy polsko-białoruskiej. Minionej doby na terytorium Polski próbowało nielegalnie dostać się 217 osób. Wobec 12 funkcjonariusze Straży Granicznej wydali postanowienia o opuszczeniu kraju. Z doniesień polskich służb wynika, że na odcinku ochranianym przez placówkę SG w Czeremsze grupa prawie 200 agresywnych cudzoziemców siłowo forsowała granicę.
Z kolei podlaska policja poinformowała, że w czwartek 25 listopada zatrzymano dwie osoby w związku z pomocą przy nielegalnym przekraczaniu granicy. Zatrzymani to obywatele Polski. Pierwszy z nich przewoził dwóch obywateli Syrii, a drugi rzeczy imigrantów.